Ostatni sposób to modlitwa do Boga o mocne przekonanie o Jego słowach. Modlitwa może pomóc Ci poznawać Słowo Boże i być bliższy Bogu poprzez Twoje rosnące przekonanie o Jego słowach. Poprzez modlitwę możesz prosić Boga o mocne przekonanie o tym, co mówi Biblia oraz prosić Go o siłę do postawienia sobie pytań dotyczących
Odpowiedzi o wszytko można: o pokój na świecie, o życie wieczne dla dusz cierpiących w czyśćcu, o zdrowie dla siebie, rodziny, o nawrócenie dla niewierzących, o pomoc Ducha Świętego w różnych możesz też za wszystko w zasadzie: za pomoc, za rodziców, za przyjaciół, za dziewczynę/chłopaka... blocked odpowiedział(a) o 20:02 Panu Bogu powinnaś dziękować za wszystko bo to dzięki niemu . Np. dostałaś 5 z w szkole za sprawdzian . Poproś go podczas modlitwy o to co cię męczy np. o napisanie jutro dobrze testu z ... . Ja . A jeszcze co do tego proszenie to '' nie będziesz używał imienia Pana Boga swego na daremnie '' nie wiem czy to jest związane z tym proszeniem . rw74 odpowiedział(a) o 20:26 Poproś o rozum i podziękuj, że kler nie ma już takiej władzy, jak kiedyś, bo nadal mielibyśmy średniowiecze. Mozesz podziekowac za rodzine za to ze zyjesz ze masz przyjaciół mozesz prosic go o pokuj na świecie o to żeby wszyscy byli szczęśliwi:P wymyśl coś jeszcze molze te podpowiedzi dadzą ci do myślenia moze cos podpowiedzą ! Uważasz, że ktoś się myli? lub
Dziękować Bodu mogę za:-rodzinę-dom-za przyjaciół-za dobre oceny. Prosić Boga możemy o:-zdrowie dla kogoś-to żeby nam dobrze sprawdzian w szkole poszedł
Michele Brambilla JEZUS I WIARA. DZIECI PYTAJĄ Poradnik dla rodziców ISBN: 83-7318-323-X © Wydawnictwo WAM, 2005 O co powinniśmy się modlić? Z pewnością spotkasz ludzi, którzy tak powiedzą: na modlitwie trzeba Bogu dziękować, trzeba Go czcić. I tyle. Tacy ludzie nie proszą Boga na modlitwie o nic dla siebie. Jestem przekonany, że taki sposób myślenia o modlitwie jest niewłaściwy. Oczywiście, trzeba zawsze dziękować Bogu, przede wszystkim za życie, którym nas obdarował, za każde dobro, które zdarza się nam i naszym bliskim. Również modlitwa uwielbienia jest bardzo ważna. Ale trzeba się także modlić, prosząc Boga o coś. Sam Jezus mówi nam o tym. W modlitwie Ojcze nasz (Mt 6, 9-13) przekazał nam, abyśmy prosili każdego dnia: Naszego chleba powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, tak jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! Widzisz, ile próśb zostało wymienionych w drugiej części tej modlitwy? Ale to nie wszystko. Jezus zachęca nas, abyśmy w modlitwie nie ustawali i byli natarczywi w przedstawianiu Bogu naszych próśb. Posłuchaj fragmentu Ewangelii według św. Łukasza: Dalej mówił do nich: „Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: "Przyjacielu, pożycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przybył do mnie z drogi, a nie mam co mu podać". Lecz tamten odpowie z wewnątrz: "Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie". Powiadam wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. I ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a zostanie wam otworzone. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu zostanie otworzone. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba udzieli Ducha Świętego tym, którzy Go proszą (Łk 11, 5-13). Przeczytam ci teraz zdanie księdza Luigiego Giussaniego, którego już cytowałem: „Spełnione wyrażenie modlitwy wydaje się pytaniem. A zatem fundamentalne wyrażenie egzystencji ludzkiej zaczyna się od pytania”. Dlaczego zatem w pytaniu wyraża się modlitwa bardziej spełniona, tzn. bardziej autentyczna? Ponieważ ten, kto prosi, uznaje swą zależność od kogoś innego. Kiedy ty zwracasz się z prośbą do twoich rodziców o pozwolenie na wyjście z przyjacielem, tym samym uznajesz, że to właśnie oni, twoi rodzice, mogą ci na to pozwolić. Kiedy prosisz ich o pieniądze na jakąś grę, uznajesz swoją zależność od nich. A zatem tym bardziej powinniśmy uznać naszą zależność od Tego, który obdarował nas życiem i nie przestaje nas nim obdarowywać każdego dnia. Zapewne słyszałeś już nieco o znanej mowie Jezusa, którą nazwano „Kazaniem na Górze”. W tym kazaniu wymienione są błogosławieństwa. W Ewangelii według św. Mateusza znajdują się one w 5. rozdziale. Pierwsze błogosławieństwo brzmi tak: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5, 3). Co to znaczy „ubodzy w duchu”? Aby to wyrażenie dobrze zrozumieć, przypomnijmy sobie znaczenie słowa hebrajskiego anavě, które znaczy „pochylony, zgarbiony”, za pomocą którego wówczas określano „ubogich w duchu”. A więc błogosławieni to „pochyleni, zgarbieni”. Błogosławieni „pochyleni”, to znaczy ci, którzy uznają swoją zależność od Boga i przed Nim „się pochylają”, Jemu się kłaniają. A Bóg wynagradza taki gest pokory. Człowiek „pochylony” uznaje, że bez swojego Stwórcy nie może nic uczynić. Wie on, że zostało mu dane przez Boga nawet to, co pozornie do niego należy, na przykład jego ciało i inteligencja. A zatem w modlitwie prosi on Boga o potrzebne mu dary. Człowiek pyszny, przeciwnie, o nic nie prosi, gdyż wydaje mu się, że jest panem swojego życia. Uważa on, że może wystarczyć sam sobie, że może sam wszystko w życiu osiągnąć. Ale kiedyś nadejdzie taki moment, w którym zda sobie sprawę, że taka postawa jest jedną wielką iluzją. A więc, o co można prosić Boga? Uwaga i na to pytanie. Może ktoś powie, że Boga należy prosić tylko w sprawach ważnych i doniosłych. Ale wobec tego zapytajmy: co to znaczy, że dla Boga coś jest godne uwagi albo coś jest bez znaczenia? Jeśli Bóg jest, to oczywiste, że wchodzi w każdą chwilę naszego życia, w każdą sytuację, nawet w tę na pozór banalną. A zatem, możemy zawsze prosić Boga o pomoc w jakiejkolwiek spawie. Sam Jezus dał nam przykład takiej modlitwy w Kanie Galilejskiej. Mówi nam o tym wydarzeniu św. Jan w 2. rozdziale swojej Ewangelii. W czasie wesela zabrakło wina. Jezus kazał sługom napełnić wodą sześć stągwi kamiennych. Potem przemienił wodę w wino, które okazało się lepsze od wina podawanego na początku uczty weselnej. Ks. Giussani pisze, że cud w Kanie Galilejskiej — przedziwny cud, który sprawił, że pod koniec uczty woda stała się winem — jest jedną z najbardziej znaczących stron koncepcji życia, jaką przedstawia Jezus. Każdy aspekt ludzkiego życia, nawet najbardziej banalny, jest godny uwagi Jezusa, a zatem także Jego Boskiej interwencji. A więc można się modlić w każdej sprawie. Naturalnie, nie prosimy Boga o zło i nie możemy rościć sobie pretensji do tego, żeby nasze pragnienia były ważniejsze od woli Bożej. Krótko mówiąc, każda modlitwa jest dozwolona, o ile towarzyszą jej słowa Jezusa wypowiedziane w Ogrodzie Oliwnym na krótko przed śmiercią. Jezus prosi, żeby Ojciec zachował Go od wielkiego cierpienia, które ma nadejść, ale zaraz dodaje: jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie (Łk 22, 42). opr. aw/aw
Moje pytanie "Jak prosić Boga o cud?" @Radek "Nie rozumiem dlaczego ludzie są tak doświadczani. A może Ty rozumiesz?" - Ludzie są doświadczani przez niesprawiedliwych ludzi, niesprawiedliwy system gospodarczy, nie przez Boga. Dodam, że również nie mam pretensji do Boga. Dziękuję Mu za to, że pomimo wszytko "jakoś" to jest.
O co można modlić się do Boga?Co modlitwa uświadamia człowiekowi?Co pomaga nam w modlitwie?Czy modlitwa jest potrzebna?Co daje człowiekowi modlitwa prośby?O co prosic na modlitwie?Za co przepraszam Pana Boga?O co prosimy Pana Boga w modlitwie Pańskiej?Z kim człowiek wchodzi w żywą Relacje gdy się modli? Modlitwa jako rozmowa z Bogiem jest rozumiana potocznie tak, że idzie się do kościoła i się do Boga mówi. Jakoś się chce wyrazić siebie. Najczęściej wyraża się własne myśli, pragnienia czy życzenia skierowane do Boga. W ten sposób wyraża się siebie jedynie częściowo. O co można modlić się do Boga? Możesz modlić się za te osoby i prosić o spełnienie ich potrzeb lub pytać, w jaki sposób możesz je kochać i im pomagać. Wyrażaj Bogu wdzięczność za wszystkie błogosławieństwa, jakie otrzymujesz w życiu. Wyzwania również mogą być błogosławieństwem. Co modlitwa uświadamia człowiekowi? Modlitwa czynna oznacza więc: mówienie, myślenie, akty woli, działanie. One zwracają człowieka w stronę Boga i oznaczają pragnienie poznania Boga w Trójcy Jedynego oraz nawiązanie z Nim stałego kontaktu osobowego. Celem, ku któremu zmierza modlący się, jest przygotowanie się do kontemplacji wlanej. Co pomaga nam w modlitwie? Jedyną rzeczą, która może nam pomóc w trwaniu na modlitwie, jest żar pokornej i ufnej miłości, pokładającej całą nadzieję w Bogu. Jeśli naprawdę Go kochamy, będziemy się modlić. Jeśli Bóg jest częścią naszego życia, to z pomocą silnej wiary, gwałtownej nadziei i żarliwej miłości stoczymy o modlitwę prawdziwą walkę. Czy modlitwa jest potrzebna? Jednym ze sposobów okazywania sobie miłości sięgającej aż naszego celu ostatecznego jest modlitwa wstawiennicza. Dzięki tej modlitwie związujemy się wzajemnie jakby systemem duchowych naczyń włoskowatych, który nam umożliwia realną wspólnotę dóbr duchowych. Co daje człowiekowi modlitwa prośby? Kto nie prosi i nie chce prosić, zamyka się w sobie. Dopiero człowiek, który prosi, otwiera się i zwraca się do Sprawcy wszelkiego dobra. Kto prosi, wraca do Boga. W ten sposób modlitwa prośby naprowadza człowieka na właściwą relację do Boga, który szanuje naszą wolność”. O co prosic na modlitwie? Sam Bóg zachęca nas do proszenia. Jezus nauczał: „Proście, a będzie wam dane […]. … Jana czytamy słowa Jezusa: „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni” (J 15,7). Powinniśmy zatem Boga prosić, o cokolwiek chcemy. Za co przepraszam Pana Boga? Kiedy obrazimy czymś Pana Boga, nasz żal za grzechy wyrażamy przez przeproszenie Pana Jezusa i wyrzeczenie się grzechu, czyli pragnienie, aby go już więcej nie popełniać. Te dwa elementy żalu (przeproszenie i chęć zerwania z grzechem) są bardzo ważne i decydują o otrzymaniu przebaczenia. O co prosimy Pana Boga w modlitwie Pańskiej? „I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”. «Nie wódź nas na pokuszenie», prosimy Boga, by nie pozwolił nam wejść na drogę prowadzącą do grzechu. Jest to błaganie o Ducha rozeznania i mocy, a także o łaskę czujności i wytrwania aż do końca. „Ale nas zbaw ode Złego”. Z kim człowiek wchodzi w żywą Relacje gdy się modli? Bóg jest Osobą i my możemy wejść z Nim w relację osobową i to relację żywą. Dzięki modlitwie Jezusowej uczymy się cały czas bycia z Panem, przeżywania swego życia razem z Nim.
Wersety biblijne, aby prosić Boga o uzdrowienie i ukojenie (Psalmy 39, 40, 42, 51, 69) Czytanie całego psalmu umożliwia, aby poprzez słowa psalmisty pozwolić swojej duszy odczuć różne emocje, które mogą nas nachodzić w czasie próby i choroby. Ale można też zachować jeden lub dwa wersety i powtarzać je w sercu o każdej porze
Wywiad ukazał się na ( Autor: Łukasz Pałka – O zysk zawsze należy się modlić. Przyszłości nie znamy, a skoro ktoś zainwestował zarobione pieniądze w jakąś firmę, to powinna ona rosnąć. Za zarobione w ten sposób pieniądze może realizować swoje marzenia i cele – mówi w rozmowie z ksiądz Jacek Gniadek, polski misjonarz mieszkający w Zambii, który swoją pracę poświęcił również poszukiwaniu ekonomicznych wątków w Biblii. Radzi też, do kogo najlepiej modlić się o pieniądze i powodzenie w biznesie. Łukasz Pałka, Czy Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, jest grzesznikiem? Ks. Jacek Gniadek, misjonarz werbista mieszkający w Zambii: Pewnie tak, jak każdy z nas. Pytam, bo w książce „Ekonomia boża i ludzka” sugeruje ksiądz, że efektem działania diabła jest to, iż współcześni ekonomiści uwierzyli w korzystne skutki „sztucznego wzrostu podaży pieniądza”. Słowem, „drukowanie pieniędzy” jest grzechem. Bo to prawda. Według mnie bankierzy, ekonomiści – być może nieświadomie – popełniają grzech, bo sama idea takiego „odpersonalizowanego” pieniądza jest formą oszukiwania ludzi. Nie można drukować pieniędzy na potęgę i wmawiać społeczeństwu, że naprawia się gospodarkę. Pieniądze powinny się brać z pracy i oszczędności, a nie z tego, że dany bank centralny zdecyduje tak lub inaczej. Za pomocą pieniądza mamy określać wartość wymiany konkretnych towarów i usług. Tak jak w słynnym pytaniu Arystotelesa, który zapytał, czy więcej jest warta woda czy diament. Bo przecież na pustyni woda będzie cenniejsza nawet od diamentu. Chciałby ksiądz wrócić do czasów wymiany barterowej? Bez przesady. Mówię o tym, że grupa polityków i bankierów dała się zwieść i teraz – świadomie lub nie – wyrządzają krzywdę społeczeństwu. Ratują nie prawdziwą gospodarkę wolnorynkową, a teorię, w którą wierzą, a która się nie sprawdziła. Wmawiają, że najpierw jest pieniądz, a potem gospodarka. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Klasyczną ekonomię rozumieją nawet ludzie w Zambii, gdzie mieszkam. Tę samą, w której Zachód się kompletnie pogubił. Czyli? Czyli, że dobrobyt można powiększać tylko ciężką pracą i oszczędzaniem. Że trzeba szanować wolność i własność prywatną. Że nie da się oddzielić „człowieka ekonomicznego” od „człowieka religijnego”. Bo to przecież jedna i ta sama osoba, bardzo skomplikowana, ze swoimi planami, marzeniami, celami i dostępnymi do tego środkami. Weźmy jako przykład Boże Ciało. Przecież uniwersalna symbolika tego święta też ma odniesienie do ekonomii. Chleb i wino to wytwory ludzkiej pracy. Powstają we wspólnocie, jaką jest Kościół. Czyli mowa tu o kapitalizmie. Odważna analogia, prawdę mówiąc. Dla mnie kapitalizm to wspólnota ludzi połączonych wspólnym celem. Owocem ich pracy jest w tym przypadku chleb i wino. Ich produkcja wymaga jednak nie tylko tego, by – jak mówi prawo kanoniczne – chleb był przaśny, a wino z winogron. Ważne jest również to, by były stworzone przez ludzi wolnych i kreatywnych. Tak rozumiem kapitalizm, że jako człowiek mogę samodzielnie dobrać środki do osiągnięcia celu. Nie potrzebuję do tego polityków, banków centralnych, ani państwa opiekuńczego, które moją wolność będzie ograniczać. A tym celem jest coraz większy dobrobyt? Zysk. Pieniądze? To duże uproszczenie. Jezus wielokrotnie podkreśla, że pieniądze nie są złe. Warunek jest jeden: powinny być w życiu środkiem, a nie celem. Cel jest zdecydowanie ważniejszy, a wielu ludzi o tym zapomina. Poza tym, kto powiedział, że zysk, o którym mówimy, musi odpowiadać dobrom materialnym? Pragnienie bycia bogatym nie jest mniej lub bardziej racjonalne niż pragnienie bycia ubogim mnichem. Ważne, by człowiek, który decyduje o swoim życiu, był wolny. Człowiek religijny przez całe życie inwestuje, będąc dobrym po to, by śmierć była dla niego realizacją zysków. Czyli pomnażanie pieniędzy nie jest grzechem? Oczywiście, że nie. Jedna z moich ulubionych biblijnych opowieści to przypowieść o talentach. Człowiek jest powołany, by odkrywać je na wielu płaszczyznach. Nie ma znaczenia, ile ma tych talentów. Może być dziesięć, może być jeden. Istotne jest jednak to, że ma je rozwijać przez całe życie. A przecież jednym z talentów jest przedsiębiorczość, którą rozumiem jako tworzenie czegoś z niczego. Ktoś nie potrafi robić mebli, ale potrafi tak wszystko zorganizować, że zatrudni stolarzy i będzie tworzył potrzebne rzeczy. Będzie miał pieniądze, inwestował i tworzył miejsca pracy. To przecież tworzenie dobra. Pod warunkiem, że będzie uczciwy. To oczywiste. Pomnażanie pieniędzy może być jednym z talentów pod warunkiem, że robimy to uczciwie i potrafimy się dzielić. Bo wolny rynek nie jest doskonały. Są ludzie, którzy potrzebują pomocy, albo nawet tacy, którzy oszukiwali i poszli do więzienia. Ich też nie wolno potępiać, chociaż oczywiście muszą odpokutować za swoje grzechy i ponieść karę. Są wreszcie ludzie niepełnosprawni. Tu w Afryce zajmujemy się też osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. To ludzie, którzy też przecież mają swoje talenty, tylko trzeba im pomóc je wydobyć. A wierzę, że człowiek pomagając innym, pomaga też sobie, torując drogę do nieba. Miewa ksiądz pokusy finansowe? Pewnie. Na przykład taką, żeby grać na giełdzie i zarobić sporo pieniędzy? Panie Łukaszu, ja w buszu mieszkam, tu nie ma giełdy (śmiech). Ale pokusy są? Wolę je nazywać marzeniami. A że marzeń jest zwykle więcej niż środków, to trzeba sobie jakoś radzić. I tak na przykład moim marzeniem cztery lata temu było to, żeby w Lindzie na przedmieściach Lusaki zbudować przedszkole. Szukałem pieniędzy i się udało. Potem marzyłem o tym, żeby postawić budynek, w którym będzie można uczyć przedsiębiorczości, a także do którego będą przychodzić lokalni przedsiębiorcy, by się pomodlić, a przy okazji załatwić interesy, czy spotkać się towarzysko. Skąd wziął ksiądz na to środki? Z pieniędzy prywatnych. Znajduję ludzi, którzy z własnych oszczędności chcą finansować te projekty, bo widzą w tym sens i dobro. Przyjeżdżają do mnie wolontariusze, bo też chcą zrobić coś dobrego. Często nie są wielkimi fanami Kościoła, ale chcą być dobrymi ludźmi. I to wystarcza? Oczywiście miałem pokusę, żeby sięgnąć po pieniądze z rządowych grantów albo od organizacji pomocowych. Skoro używa ksiądz słowa „pokusa”, to rozumiem, że ksiądz tego nie zrobił. Nie rozumiem tylko dlaczego. Bo rządowe pieniądze pochodzą z podatków płaconych przez ludzi pod przymusem. A skąd ja wiem, że oni by chcieli, żeby z ich pieniędzy stawiać szkołę? Nie będę im zabierał wolności wyboru, wystarczy, że rząd to robi. Podobnie jest z organizacjami pomocowymi, które są na usługach rządów. Po latach doszedłem do przekonania, że nie chodzi w nich o pomoc, ale wielkie pieniądze, wpływy i politykę. Ja się w to nie mieszam, bo wierzę, że jedynym ratunkiem dla Afryki jest promowanie tu przedsiębiorczości. Dowodem na to jest to, czego do tej pory dokonaliśmy, wspólnymi siłami, jako ludzie wolni. To właśnie efekt pracy, ten chleb i wino, które ofiarujemy Bogu. Kiedyś, podczas kazania, mówię ludziom, że znam sposób, jak zostać bogatym. Słuchają z zaciekawieniem, a ja na to, że trzeba ciężko pracować i oszczędzać. To przecież proste. Trochę się zawiedli (śmiech). Modli się ksiądz o pieniądze? Ależ oczywiście. Nie ma w tym nic złego. W każdą pierwszą sobotę miesiąca odprawiam Mszę Świętą za darczyńców naszej misji, tych obecnych i tych przyszłych. Modlę się o ludzi, o pieniądze, o to, by ci, którzy chcą zrobić coś dobrego na zasadach wolnej przedsiębiorczości, dołączyli do mnie. A inwestorowi giełdowemu wypada się modlić o wysoką dywidendę ze spółki, której akcje posiada? A dlaczego nie? O zysk zawsze należy się modlić. Przyszłości nie znamy, a skoro ktoś zainwestował zarobione pieniądze w jakąś firmę, to powinna ona rosnąć. To również modlitwa o dobro. Sama nazwa „dobra rynkowe” pochodzi przecież od słowa „dobro”. Jeżeli te dobra rynkowe powstają, to znaczy, że ktoś chce je kupować. A skoro znajdują nabywców, to ludzie mają miejsca pracy. Za zarobione w ten sposób pieniądze mogą realizować swoje marzenia i cele. Czy nie na tym polega ludzka godność? O tym wszystkim nauczał Jezus. Do jakiego patrona można się o to wszystko modlić? Do świętego Homobona z Cremony. Przyznam się, że nigdy o nim nie słyszałem. Włoski kupiec z dwunastego wieku. Bogaty, potrafił pomnażać pieniądze, ale również się nimi dzielić. Pomagał ubogim. Zresztą proszę zwrócić uwagę, że samo imię „Homobonus” znaczy tyle co po prostu „dobry człowiek”. Rzeczywiście, nie jest on zbyt popularny, ale jest on patronem naszego przedsięwzięcia, czyli klubu przedsiębiorców przy naszej misji. Często o nim opowiadam, by pokazać, że można być handlowcem, biznesmenem, inwestorem i zostać świętym. Dla wielu musi to być zaskoczeniem. Nawet w Kościele przedsiębiorca przecież nie zawsze jest mile widziany, bo w potocznym rozumieniu musiał coś ukraść. Ja się z takim podejściem absolutnie nie zgadzam. Oczywiście jest garstka oszustów, ale zdecydowana większość uczciwie pracuje i daje innym pracę. Dlatego takie postawy trzeba promować. Jest tu w Lindzie pewien sklepikarz. Kiedyś miał jeden sklep, teraz już trzy. Było dla niego niepojęte, jak dowiedział się, że może zostać świętym, bo przecież zajmuje się tylko biznesem, a niektórzy patrzą na niego jak na oszusta. Jak już wspomniałem, przedsiębiorca, to ktoś kto robi coś z niczego. Zresztą moja misja też przecież opiera się o przedsiębiorczość. Gdy przyjechałem tu cztery lata temu, stanąłem na środku pustego placu i już wiedziałem, że tu musi powstać szkoła, tu studnia itd. I nie ma ksiądz czasami takiego poczucia, że ratuje Afrykę na skalę „przelewania oceanu łyżeczką”? Cóż, takie jest moje powołanie. Zdaję sobie sprawę, że całego świata nie zbawię. Ale mam grupę ludzi, z którymi pracuję, którzy wierzą w ideę wolnego rynku, przedsiębiorczości. Nasze spotkania zaczynaliśmy pod drzewem, a teraz proszę – mamy budynek. Jest narzędzie, które zachęci ludzi do działania. To musi się rozwinąć na większą skalę. Marzę o tym, by przy parafiach były kluby przedsiębiorczości, by zachęcać ludzi do tego, by coś robili, a nie pozwalali się psuć przez socjalizm proponowany im przez rząd i organizacje pomocowe. Socjalizm? Opiekuńczość, rozleniwianie ludzi, płacenie im za sam fakt, że przyjdą na spotkanie, bo organizacja musi mieć podpis, by wyciągnąć pieniądze z Unii Europejskiej. To do niczego dobrego nie prowadzi. Miałem kiedyś plan, żeby pociągnąć rury od studni do domów. Chciałem pokazać ludziom, że skoro każdego z osobna nie stać na to, by wykopać studnię, to wspólnymi siłami mogą sobie zorganizować wodę. Znalazłem sponsorów, podłączyliśmy dwadzieścia domów. Chciałem więcej, więc poszedłem do urzędu. No i tu zaczęły się problemy. Bo okazało się, że monopol na wodociągi ma państwowa firma, że nikt poza nią nie ma licencji, że ktoś rozpisał już projekt i właśnie jest on dyskutowany. Mówię na to, że co w tym trudnego, skoro sam przez kilka tygodni dwadzieścia domów podłączyłem, mamy przecież XXI wiek. Usłyszałem: nic nie rozumiesz, zostaw to. Po jakimś czasie oczywiście pojawiły się… studnie i ludzie ciągle muszą nosić wodę w wiadrach, a do tego muszą za nią płacić. Czy Polska powinna przyjąć imigrantów z Afryki? Milton Friedman powiedział: „Albo państwo opiekuńcze, albo otwarte granice. Tych dwóch spraw nie da się pogodzić”. Jak to się ma do mojego pytania? Bo sprawa, o którą pan pyta, jest bardzo złożona. Nie ma na to prostej odpowiedzi. W pewnym sensie każdy z nas jest migrantem. W sensie ziemskim, bo szukamy lepszego życia. W ujęciu głębszym – bo ziemia jest dla nas przystankiem w drodze do Boga. Ale wracając bezpośrednio do pytania, generalnie cały problem istnieje dlatego, że istnieją granice. Dlatego powinny one być otwarte, ale jednocześnie rząd nie powinien pomagać imigrantom i dawać im poczucia, że jesteśmy państwem socjalnym. Jeżeli gdzieś przyjeżdżają, muszą się sami utrzymać. Nie powinno być pomocy od państwa. Dlaczego? Bo prześladowania to jedno, a dążenie wielu osób do życia na koszt innego państwa to druga sprawa. Wielu imigrantów po prostu kalkuluje, że jak zapłacą przemytnikom tyle, to potem im się to zwróci w takim czasie i będą mieli lepsze życie. Normalna wymiana rynkowa. Jeżeli osoby prywatne chcą pomagać imigrantom lub komukolwiek, kto jest w potrzebie, to świadczy o ich dobru. Rząd jednak powinien być w takich decyzjach bardzo ostrożny, bo wydaje pieniądze podatników. A oni nie muszą się na to zgadzać. Sondaże pokazują, że większość Polaków nie chce imigrantów u siebie. Bo się boją, np. o miejsca pracy. To rzecz jasna argument charakterystyczny dla państwa opiekuńczego, socjalnego, w którym nie ma zasad wolnego rynku. Z drugiej strony część społeczeństwa często zapomina o tym, że sami dostaliśmy pomoc, sami byliśmy migrantami i uciekaliśmy przed przemocą i reżimem komunizmu. Pamiętam moje spotkanie sprzed lat w Warszawie z senatorami w werbistowskim ośrodku dla imigrantów. Gdy dowiedzieli się, że większość przebywających tam osób jest w Polsce nielegalnie, nie chcieli się w nic mieszać. Został jeden – dowiedziałem się od niego, że kiedyś sam uciekł do Kanady i mieszkał w podobnym ośrodku. Migrowanie czasami jest konieczne i ryzykowne. Ale takie jest przecież życie. Przecież uciekając przed królem Herodem, święty Józef zabrał Maryję i Jezusa w daleką, ryzykowną i kosztowną podróż do Egiptu. Ale nawet do głowy mu nie przyszło, by zwracać się o pomoc do władcy sąsiedniego państwa. Ksiądz Jacek Gniadek SVD Misjonarz, werbista, teolog. Od 2010 roku pracuje w Zambii, wcześniej w Kongo, Botswanie i Liberii. Zajmuje się również tematami ekonomicznymi. Napisał książkę o Ludwigu von Misesie, twórcy austriackiej szkoły ekonomii. Autor książek: „Dwaj ludzie z Galicji. Koncepcja osoby ludzkiej według Ludwiga von Misesa i Karola Wojtyły”, „Ekonomia boska i ludzka. Kazania wolnorynkowe”. Prowadzi bloga pod adresem
. 19 293 51 341 395 275 277 356