Dorota Łosiewicz - publicystka „Sieci”, wPolityce.pl, mama czwórki dzieci. Zawsze pogodna i roześmiana. Potrafi rozbawić do łez nie tylko swoich

Dorota Łosiewicz jest z zawodu dziennikarką telewizyjną i prasową, a także scenarzystką i publicystką, prywatnie zaś szczęśliwą żoną i mamą czwórki dzieci, kobietą o niezwykłej Łosiewicz urodziła się w 1978 roku. Ukończyła politologię na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego oraz integrację europejską na Wydziale Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Pracowała jako reporterka w Redakcji Międzynarodowej TVP1. Współpracowała z dziennikiem "Fakt", gdzie była zastępcą szefa działu "Opinie" oraz prowadziła cotygodniową rubrykę. Później została redaktor naczelną portalu współpracuje z portalem regularnie publikuje w tygodniku "Sieci". Jest jedną ze współprowadzących program Marcina Wolskiego "W tyle wizji" w TVP Info oraz jedną z prowadzących "Kwadrans Polityczny w TVP1. W swoim dorobku ma także książki. Sławę przyniósł jej wywiad-rzeka z Martą Kaczyńską zatytułowany "Moi rodzice", oprócz tego Dorota Łosiewicz napisała książki "Cuda nasze powszednie" i "Życie jest cudem". Tworzy także scenariusze."Życie jest cudem" to zbiór dziesięciu prawdziwych historii, reportaży o zmaganiu się ze samym sobą, o formułowaniu i stawianiu trudnych pytań, na które nikt nie chce dać odpowiedzi. To życie dopisało do tych opowieści zakończenia, których nie można się było spodziewać. Z każdej z nich płynie morał, że życie jest cudem i fantastycznym darem, nawet jeśli świat upiera się, by tego nie widzieć i nie autorki cuda zdarzają się każdego dnia. Z tego też powodu powstały "Cuda nasze powszednie". Wszystko, co spotyka bohaterów tej książki, było z pozoru niemożliwe. Tymczasem nałogowcy rozstają się z nałogiem, pozornie bezpłodna kobieta zachodzi w ciążę, a nieoczekiwane spotkanie odmienia całe życie. Autorka wspomina, że do zrozumienia tych wydarzeń potrzebna jest odmienna w swojej wymowie jest książka "Moi Rodzice" będąca wywiadem-rzeką przeprowadzonym z Martą Kaczyńską po tragicznej śmierci jej rodziców. Marta opowiada historię wielkiej, czułej miłości, wspomina o rodzinie, ale nie stroni też od tematów politycznych. Pomaga jej w jej opowieści spisująca wszystko Dorota Łosiewicz.

pisze w tygodniku „wSieci” Dorota Łosiewicz. "Ojcostwo to zadanie stałe, wierne i dożywotnie” Dorota Łosiewicz przytacza słowa abp Henryka Hosera, który z okazji niedawno obchodzonego Dnia Ojca mówił o roli mężczyzny w rodzinie na łamach „Idziemy”.

Dzisiaj Błażej ma pięć lat. Urodził się, gdy jego mama była w 29 tygodniu ciąży. Chłopiec ważył niewiele ponad kilogram. Niestety, okazało się, że ma czterokończynowe mózgowe porażenie dziecięce. Praktycznie od urodzenia jest rehabilitowany. Obecnie korzysta też z pomocy logopedy i neurologa. Nie chodzi samodzielnie. - W domu Błażej porusza się na czworaka lub przemieszcza po podłodze i dywanie, siedząc na pupie. Z wózka inwalidzkiego korzystamy, gdy wychodzimy na zewnątrz - mówi Justyna Pukas, mama Błażeja. Błażej uczęszcza do przedszkola w Krasnymstawie. Bardzo dobrze rozwija się intelektualnie. Chwalą go wszyscy, bo jest bardzo zdolny. Szybko się uczy, chętnie recytuje wiersze i śpiewa piosenki. W domu i przedszkolu korzysta z pionizatora. Niedługo też dostanie własną bieżnię, kupioną z dofinansowaniem z PCPR. Żeby mógł jednak stanąć samodzielnie na nogi, potrzebny jest kosztowny zabieg metodą Ulzibata. Wykonywany jest on w znieczuleniu ogólnym. - Zabieg ten likwiduje bolesne przykurcze mięśni. Dzieci, takie jak Błażej, mają wzmożone napięcie mięśniowe, przez co trudniej jest im się poruszać - tłumaczy mama chłopca. Zabieg ma się odbyć 3 marca w Krakowie. Będzie kosztował 12 tys. 900 zł. Fundacja Votum, która prowadzi zbiórkę pieniędzy, dokłada 5 tys. zł. Potrzeba więc niemal 8 tys. zł. - Wychowuję Błażeja sama i niestety nie stać mnie na sfinansowanie zabiegu, dlatego prosimy o wsparcie - przyznaje pani Justyna. Zbiórkę na terenie gminy Rejowiec zorganizowała Dorota Łosiewicz, dyrektorka Gminnego Ośrodka Kultury w Rejowcu. Pieniądze były też zbierane do puszek w kościele w Rejowcu, a w ubiegły poniedziałek, za namową radnej Łosiewicz, dorzucili się radni powiatu chełmskiego. - Znam mamę chłopca. Jest członkiem KGW w Woli Żulińskiej. Gdy się dowiedziała, że powinno udać nam się zebrać całą potrzebną kwotę, odetchnęła z ulgą - mówi Łosiewicz. - Bardzo serdecznie dziękuję za wpłaty na Błażejka. W tej chwili mamy ponad 6 tys. zł. Do marca jest jeszcze czas. Gdyby jednak ktoś chciał wesprzeć leczenie chłopca, jest utworzona zrzutka w internecie - mówi dyrektor Łosiewicz. Mama chłopca nie tylko musi zapłacić za zabieg, ale też zapewnić mu transport do szpitala w Krakowie. Będzie też potrzebowała pieniędzy na inne wydatki związane z wyjazdem. Chłopiec będzie nadal wymagał stałej opieki lekarskiej i rehabilitacji. Żadna złotówka z pewnością się nie zmarnuje. Każda wpłata pomoże mu w jego walce o zdrowie. Konto dla Błażeja Pukasa udostępnione jest przez Fundację Votum: 32 1500 1067 1210 6008 3182 0000. Warto też chłopcu przekazać swój 1 proc. podatku, wpisując KRS: 0000272272, cel szczegółowy: Błażej Pukas. Ponadto można wesprzeć akcję, kupując lub ofiarowując jakiś przedmiot na Facebooku, na koncie "Licytacje dla Błażejka". Czytaj także: Walczymy, bo ją kochamy!
Ruszyli do wściekłego ataku na życie! Lewica złożyła w Sejmie projekt dot. depenalizacji aborcji. SPRAWDŹ SZCZEGÓŁY. Nie popełnia przestępstwa, kto za zgodą kobiety przerywa jej ciążę, jeżeli od początku ciąży nie upłynęło więcej niż 12 tygodni - to jedno z założeń poselskiego projektu zmiany Kodeksu karnego
Billboardowa akcja pokazująca nienarodzone dziecko w łonie matki, które przybrało kształt serca, wzbudza wściekłość lewicowych polityków i aktywistów – pisze na łamach tygodnika „Sieci” Dorota Łosiewicz i stawia pytanie, dlaczego tak się dzieje. Dorota Łosiewicz przybliża ideę kampanii społecznej Fundacji Nasze Dzieci – Edukacja, Zdrowie, Wiara, która […] dosłownie zalała Polskę plakatami. Wizerunek nienarodzonego dziecka w macicy w kształcie serca pojawił się na billboardach małych, średnich i dużych. Na słupach reklamowych i przystankach. Fundacja rozpowszechniła ok. 1,5 tys. plakatów, które pojawiły się w 11 miastach. Początkowo nie towarzyszyły im żadne hasła. Można było sądzić, że mamy do czynienia wyłącznie z akcją antyaborcyjną. Na plakatach stopniowo zaczęły się ukazywać jednak także hasła, np. „Jestem, ufam”. Wieszano również nowe plakaty ze zdjęciem USG twarzy nienarodzonego dziecka i podpisem „Mam 5 miesięcy”. Aż wreszcie na billboardach pojawiły się duże napisy „Hospicja perinatalne”. Okazało się więc, że oprócz promocji życia mamy do czynienia z bardzo kosztowną i potrzebną promocją idei hospicjów perinatalnych, czyli miejsc, w których szerokie wsparcie mogą otrzymać rodzice spodziewający się narodzin dzieci z wadami letalnymi. Łosiewicz zwraca uwagę, że ta potrzebna i pożyteczna akcja wywołała powszechne oburzenie lewicy, feministek i uczestniczek tzw. „Strajku kobiet”. Podobnie niezrozumiała jest agresja i furia uczestników demonstracji popierających aborcję, głównie młodych mężczyzn, w reakcji na wspomniane plakaty. Wszyscy chyba pamiętamy, z jaką złością niszczono w centrum Warszawy nośniki z wizerunkiem nienarodzonego dziecka. – Ten plakat powinien generalnie wzbudzać pozytywne emocje, ponieważ jest ciepły, metaforyczny (mam na myśli macicę w kształcie serca) i pokazuje rzeczywistość, która po prostu istnieje – tłumaczy dr Sabina Zalewska, psycholog rodziny, pedagog, terapeuta z warszawskiej Poradni Dewajtis. – A skąd te agresywne uliczne reakcje? One wynikają ze sprzeciwu wobec idei, którą plakat ze sobą niesie, przecież nie z powodu widoku dziecka w łonie matki. Ten widok jest po prostu piękny. Możliwe też, że te reakcje związane są z jakąś traumą, u niektórych ludzi tak rozładowywana jest frustracja – dodaje dr Zalewska. Dziennikarka podkreśla także, iż hospicja perinatalne […] istnieją w Polsce od wielu lat. Dotychczas trafiały tam kobiety w ciąży, które zdecydowały, że urodzą chore dziecko. To nie tyle instytucje, ile sposób myślenia i działania, tak by wesprzeć rodziców oczekujących narodzin poważnie chorego dziecka. Zapewniają kompleksową pomoc (medyczną, psychologiczną, socjalną) od momentu diagnozy, przez całą ciążę, aż do porodu. Zapewniają też pomoc w opiece nad urodzonym chorym dzieckiem. Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”, w sprzedaży od 22 lutego br., także w formie e-wydania na Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – i oglądania ciekawych audycji telewizji
Naga Dorota Gardias (FOTO) / 21.08.2010 /. 145. Chiccariya. Dorotę Gardias można było już podziwiać nagą w magazynie CKM i w Twoim Stylu. Teraz do swojej kolekcji pogodynka może zaliczyć

Opublikowano: 2022-01-27 11:45: · aktualizacja: 2022-01-27 14:27: Dział: Społeczeństwo Tragedia w Częstochowie. Zmarła 37-latka w ciąży bliźniaczej. Znów padają oskarżenia: "Ofiara zakazu aborcji". Szpital wydał oświadczenie Społeczeństwo opublikowano: 2022-01-27 11:45: aktualizacja: 2022-01-27 14:27: zdjęcie ilustracyjne / autor: Fratria/Facebook/Twitter W Częstochowie zmarła 37-letnia kobieta w ciąży bliźniaczej. I podobnie jak w przypadku śmierci pani Izabeli z Pszczyny, feministki i lewica już próbuję przekonywać, że do tragedii doszło przez zakaz aborcji, a obie kobiety są „ofiarami wyroku” TK. Tę dramatyczną historię chce upolitycznić także Rafał Trzaskowski. Śledztwo tymczasem przejęła Prokuratura Regionalna w Katowicach, w której działa specjalny wydział zajmujący się błędami medycznym, a szpital wydał oświadczenie. „Stan pacjentki cały czas pogarszał się. Lekarze podejmowali wszystkie możliwe działania, których celem było uratowanie pacjentki” — zapewnili przedstawiciele placówki, dodając również, że „na postępowanie lekarzy nie wpływało nic innego, poza względami medycznymi i troską o pacjentkę i jej dzieci”. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Nowe informacje ws. śmierci 30-letniej Izabeli. Matka zmarłej: Dlaczego nikt nie mówi, że dziecko było zdrowe? CZYTAJ TAKŻE: Dorota Łosiewicz w „Sieci”: Najlepszą obroną jest atak? Dalsze okoliczności związane ze sprawą śmierci kobiety w szpitalu w Pszczynie Siostra zmarłej w Częstochowie: ciążę zakończono 2 dni po śmierci płodów Jestem siostrą bliźniaczką zmarłej Agnieszki z Częstochowy. Moja siostra zmarła w szpitalu po ponadmiesięcznym pobycie tam. Była w ciąży bliźniaczej. Kiedy w grudniu jeden płód obumarł, mąż Agnieszki (a mój szwagier) błagał lekarzy, by ratowali mu żonę, nawet kosztem ciąży. Agnieszka nosiła tydzień martwy płód. Aż obumarł drugi. Oba wydobyto po dwóch dniach od ich zgonu — powiedziała pani Wioletta, w oświadczeniu opublikowanym na profilu Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Dodała, że jej siostra cały czas bardzo źle się czuła i miała podwyższone CRP, czyli wskaźnik stanu zapalnego w organizmie: Do końca miałam nadzieję, że z tego wyjdzie. Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Do szpitala idzie się po to, żeby dostać pomoc, a nie żeby umrzeć. Jak jest się w ciąży, to powinno się mieć jeszcze lepszą opiekę. Siostra spędziła święta w szpitalu, pożegnałam się z nią w ostatniej chwili. Aż zgasła. Siostra zmarłej kobiety dodała też, że rodzina potrzebuje sprawiedliwości i będzie jej szukać. Złożyliśmy skargę do Rzecznika Praw Pacjenta i zawiadomienie do prokuratury. Chcemy uczcić pamięć mojej ukochanej siostry i ochronić inne kobiety w Polsce od podobnego losu — powiedziała. Sprawę zmarłej Agnieszki przejęła Prokuratura Regionalna w Katowicach Śledztwo ws. śmierci 37-letniej Agnieszki, która zmarła we wtorek w szpitalu po stracie ciąży bliźniaczej, przejęła Prokuratura Regionalna w Katowicach – podał w czwartek rzecznik prowadzącej ją wcześniej Prokuratury Okręgowej w Częstochowie Tomasz Ozimek. W Prokuraturze Regionalnej w Katowicach działa specjalny wydział zajmujący się błędami medycznymi, prowadzący sprawę zmarłej ciężarnej Izabeli z Pszczyny. Prok. Ozimek dodał, że to katowicka prokuratura podejmie decyzje w sprawie dalszych kroków w śledztwie, w tym – sekcji zwłok zmarłej kobiety. Wszczęte w środę śledztwo dotyczy narażenia 37-latki na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania jej śmierci. Śledczy będą analizować proces jej leczenia kolejno w Miejskim Szpitalu Zespolonym w Częstochowie, Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie oraz w szpitalu w podczęstochowskiej Blachowni – ze wstępnych ustaleń wynika, że od grudnia do stycznia kobieta była w tych trzech placówkach. Zmarła we wtorek w szpitalu w Blachowni. Zlecono już zabezpieczenie dokumentacji medycznej. Oświadczenie szpitala Oświadczenie w tej sprawie wydał też w środę Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie, gdzie kobieta była hospitalizowana na oddziałach ginekologii i położnictwa oraz neurologii. Poinformowano w nim, że kobieta była dwukrotnie hospitalizowana w tamtejszym Oddziale Ginekologii i Położnictwa z Pododdziałami Patologii Ciąży i Ginekologii Onkologicznej - w dniach od 6 do 13 grudnia ubiegłego roku oraz od 21 grudnia do 5 stycznia tego roku. Po tym, jak nastąpił zgon pierwszego dziecka (w dniu 23 grudnia 2021 roku), przyjęte zostało stanowisko wyczekujące, z uwagi na to, że była szansa, aby uratować drugie dziecko. Pomimo starań lekarzy doszło do obumarcia również drugiego płodu. Natychmiast podjęta została decyzja o zakończeniu ciąży. Lekarze rozpoczęli indukcję mechaniczną i farmakologiczną. Pomimo zastosowania wyżej wymienionych środków brak było odpowiedzi ze strony pacjentki pod postacią rozwierania się szyjki i skurczów macicy. W dniu r. stało się możliwe wykonanie poronienia. Zabieg przeprowadzono w znieczuleniu ogólnym — czytamy w oświadczeniu dyrekcji placówki. Szpital poinformował też, że kobieta była w ostatnich tygodniach trzykrotnie testowana na COVID-19, dwa pierwsze wyniki dały wynik ujemny, ostatni – pozytywny. Pacjentka przebywała również na Oddziale Neurologii naszego Szpitala, gdzie podjętych zostało szereg badań i konsultacji. W dniu nastąpiło nagłe pogorszenie jej stanu zdrowia (duszność, spadek saturacji). Pacjentkę zaintubowano. Wykonano szereg kolejnych badań, na podstawie których stwierdzono cechy zatorowości płucnej i zmiany zapalne. Wykonano wymaz w kierunku SARS-COV II – wynik był pozytywny. Stan pacjentki cały czas pogarszał się. Lekarze podejmowali wszystkie możliwe działania, których celem było uratowanie pacjentki — zapewnili przedstawiciele częstochowskiego szpitala, podkreślając, że współpracują ze wszystkim organami prowadzącymi w tej sprawie postępowania wyjaśniające. Dodano również, że „na postępowanie lekarzy nie wpływało nic innego, poza względami medycznymi i troską o pacjentkę i jej dzieci”. SPRAWDŹ: PEŁNA TREŚĆ OŚWIADCZENIA CZĘSTOCHOWSKIEGO SZPITALA W oświadczeniu nie ma żadnego wspomnienia o sepsie. Mówią o niej za to bliscy zmarłej. Czy jednak jej przyczyną mógł być COVID-19, a nie ciążą? Po kolejnych badaniach stwierdzono cechy zatorowości płucnej i zmiany zapalne. Wymaz w kierunku SARS-CoV-2 dał wynik pozytywny. To wtedy 37-latka została przewieziona do szpitala w Blachowni. Jak ustaliliśmy, została tam przyjęta 24 stycznia o godz. w stanie krytycznym. Miała przejść zabieg niezwiązany z ciążą i połogiem. Zmarła 25 stycznia o godz. 14. - Przyczyną śmierci mogła być sepsa, która pojawiła się w związku z zakażeniem koronawirusem, a nie komplikacjami związanymi z ciążą - twierdzi anonimowe źródło — opisuje sprawę częstochowski oddział „GW”. Kontakt z pacjentką? Sprzeczne wersje Jak zauważył „Gość Niedzielny”, w tej sprawie już pojawiają się pierwsze wersje sprzeczne, dotyczące kontaktu z rodziną. Szpital bardzo utrudniał kontakt, nie pozwolono rodzinie na wgląd do dokumentacji medycznych powołując się na to, że Agnieszka nie napisała upoważnienia dla męża ani siostry. Niestety jej stan widoczny na załączonym filmiku nie pozwolił na to. Zatajano wiele spraw, ze strony medycznej padały słowa o podejrzeniu choroby wściekłych krów, insynuując, że za zły stan zdrowia Agnieszki odpowiada jej nieodpowiednia dieta, bogata w surowe mięso. Cytując pana rehabilitanta ze szpitala: ‘pewnie najadła się surowego mięsa’ i należy teraz do grona 3% populacji, których dotyka ta choroba (wariant Creutzfeldta-Jakoba) — napisano na profilu Aborcyjnego Dream Teamu. Jednak częstochowski szpital podkreśla, że „kontakt z rodziną pacjentki po jej zgłoszeniu się do oddziału był utrzymywany. Rodzina miała również możliwość kontaktu z pacjentką. Szpital podjął w tym zakresie działania przy zachowaniu obostrzeń wynikających z pandemii, które pomogły w kontakcie rodziny z pacjentką”. Kłamstwa ADT nt. księdza „GN” zwrócił uwagę na jeszcze jeden detal. Otóż Aborcyjny Dream Team w cytowanym wyżej apelu oskarża częstochowski szpital o zaniedbania, dodając przy tym, że „nie zapomniano jednak w porę poinformować księdza, aby przyszedł na oddział i odprawił pogrzeb dla dzieci”. Skontaktowaliśmy się z kapelanem częstochowskiego szpitala ks. Henrykiem Czubatem. Stwierdził on, że nic takiego nie miało miejsca — pisze „Gość Niedzielny”. Czy pani Agnieszka zmarła przez zakaz aborcji? Nie! Tygodnik dostępne informacje o tej sprawie przedstawił ginekologicznemu ekspertowi. Jego zdaniem, dają one zbyt małą wiedzę, by jednoznacznie ocenić, czy popełniono jakieś błędy w leczeniu. Stwierdzenie tego wymagałoby szczegółowej analizy dokumentacji medycznej. Nie ma jednak mowy o tym, by śmierć kobiety była skutkiem obowiązywania prawa chroniącego życie dzieci nienarodzonych — podkreślono. Wbrew temu, co sugerują proaborcjoniści, obumarcie jednego z bliźniąt nie oznacza automatycznej konieczności dokonania aborcji drugiego dziecka. Zdarza się bowiem, że po śmierci jednego z bliźniąt, szczęśliwie dochodzi do rozwoju i porodu drugiego. Ale możliwa jest i inna ewentualność: że dojdzie do zaburzeń krzepnięcia lub sepsy, czyli stanu zagrażającego życiu matki. Wtedy należy opróżnić jamę macicy. Nie stoi to jednak absolutnie w sprzeczności z obowiązującym prawem. Jest to konieczność wynikająca z potrzeby ratowania życia matki. Brak jest publicznie dostępnych informacji, by stwierdzić, jak dokładnie było w tym przypadku, ale jedno jest jasne: Agnieszka T. nie zmarła z powodu prawa chroniącego życie — czytamy. Również prawnik Magdalena Korzekwa-Kaliszuk przypomina, że w sprawie tragedii pani Agnieszki z Częstochowy ciągle nie są ustalone fakty. Wersje rodziny i szpitala rażąco się różnią. Ale nawet jeśli przyjąć wersję rodziny, to widać, że ta tragedia nie ma kompletnie nic wspólnego z zakazem aborcji — pisze w mediach społecznościowych. Prawo w żaden sposób nie zabrania usuwania z organizmu matki martwego dziecka. Indukcja porodu martwego dziecka to nie jest aborcja. Zwłoka dwóch dni w indukcji porodu martwych dzieci byłaby czymś absolutnie karygodnym; - śmierć jednego z bliźniaków w 1 trymestrze jest zjawiskiem znanym w medycynie. Często, i to także w krajach z aborcją dostępną na życzenie, wcale nie usuwa się zmarłego dziecka, ale pozwala się na jego wchłonięcie przez organizm matki i bliźniaka. Każdą sytuację należy rozpatrywać indywidualnie. Artykuły poświęcone tragedii w Częstochowie kompletnie to przemilczają — czytamy. Ratowanie matki byłoby możliwe nawet przy całkowitym zakazie aborcji. Niemniej przesłanka mówiąca o możliwości aborcji w przypadku zagrożenia życia i zdrowia matki dalej obowiązuje także mocą ustawy aborcyjnej; - wyrok Trybunału dotyczył przypadków ciąży z dziećmi z podejrzeniem wad rozwojowych. Tutaj mieliśmy jedno dziecko martwe a drugie zdrowe. To kompletnie odmienna sytuacja, której wyrok TK w żaden sposób nie dotyczy — napisała prawnik. Lewica oskarża: Zakaz aborcji zabił panią Agnieszkę z Częstochowy Na środowej konferencji w Sejmie wystąpiły posłanki Lewicy Katarzyna Kotula, Wanda Nowicka, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Marcelina Zawisza, Magdalena Biejat. Katarzyna Kotula powiedziała, że „kolejna kobieta, kolejna ofiara wyroku pseudo Trybunału Konstytucyjnego umarła w polskim szpitalu”. Pani Agnieszka 37-latka, matka trójki dzieci w ciąży bliźniaczej zmarła w szpitalu z powodu bezczynności lekarzy, którzy kierując się wyrokiem pseudo Trybunału czekali aż każdy z płodów obumrze. Pani Agnieszka nosiła martwy płód przez siedem dni, lekarze czekali aż drugi płód obumrze samoistnie, ponieważ uznali, że dopiero wtedy będzie można dokonać usunięcia (płodów) — powiedziała Kotula. Jak mówiła, po obumarciu drugiego płodu lekarze czekali kolejne dwa dni z podjęciem działań. Według wyników badań i doniesień rodziny pani Agnieszka zachorowała w efekcie tych działań w szpitali na sepsę, jednak o samej chorobie nie ma ten moment nic w dokumentach. Jej stan zdrowia pogarszał się z dnia na dzień (…) zakaz aborcji zabił panią Agnieszkę — oskarżyła. Trzaskowski chce upolitycznić tragedię z Częstochowy?! Rafał Trzaskowski we wpisie na Facebooku zwrócił uwagę, że do tragedii doszło w rocznicę pierwszych wyborów, w których Polki mogły kandydować i głosować. „To mogłoby być święto polskich kobiet. Zamiast tego 103 lata później są one znów zmuszone do walki o swoje prawa — napisał prezydent Warszawy. W pełnym oskarżeń wpisie Trzaskowski nawiązał do tragicznej historii 30-letniej Izabeli z Pszczyny. Kobiety, której życie skończyło się przedwcześnie, choć nie musiało. Której życie się skończyło, mimo że była w szpitalu, pod opieką lekarzy. Której życie się skończyło, bo mniej więcej rok wcześniej „obrońcy życia” święcili triumfy po fatalnym wyroku marionetkowego Trybunału Konstytucyjnego. Wyroku, który de facto doprowadził do niemal całkowitego zakazu aborcji w Polsce — napisał.. Dziś wszyscy znowu rozmawiamy o kolejnej śmierci, której - jak się zdaje - można było uniknąć. Być może Agnieszka z Częstochowy mogłaby nadal żyć. Jej bliscy, którzy sami zdecydowali się nagłośnić sprawę, nie mają wątpliwości, że istotną część winy ponoszą rządzący i drakońskie prawo. Ile jeszcze potrzeba dramatów, ilu tragedii, żeby wszyscy cynicy wycierający sobie gęby hasłami o „obronie życia” przestali dla własnych politycznych celów i własnego „spokoju sumienia” grać losem Polek? — dodał. CZYTAJ TAKŻE: „Macie krew na rękach! Zbrodniarze”. Zniszczono tabliczkę na biurze PiS w Bydgoszczy. Schreiber: Zgłaszamy sprawę policji Rzecznik Praw Pacjenta: podjęliśmy postępowanie Podjęliśmy postępowanie w sprawie śmierci pacjentki w szpitalu w Częstochowie; tak szybko, jak to będzie możliwe, postaramy się o zebranie opinii ekspertów i przedstawimy nasze stanowisko - przekazał w środę rzecznik praw pacjenta Bartłomiej Chmielowiec. Rzecznik Praw Pacjenta uczestniczył w posiedzeniu sejmowych komisji, na którym wysłuchano informacji resortów zdrowia i sprawiedliwości o okolicznościach śmierci Izabeli z Pszczyny i jej dziecka. Śmierć kobiety wywołała w całym kraju falę protestów przeciw obowiązującym przepisom dotyczącym aborcji. Chmielowiec w swoim występowaniu odniósł się do śmierci Agnieszki z Częstochowy, której historię przedstawiła w mediach społecznościowych jej rodzina. Rzecznik poinformował, że wszczął już postępowanie w tej sprawie. Skontaktowaliśmy się z rodziną tragicznie zmarłej. Został złożony wniosek przez tę rodzinę. Trwa postępowanie i tak szybko, jak to będzie możliwe, postaramy się o zebranie niezbędnych opinii ekspertów w tym zakresie i przedstawimy nasze stanowisko w tej sprawie — przekazał Chmielowiec. kpc/PAP/ Publikacja dostępna na stronie:

W najnowszym numerze tygodnika „wSieci” Dorota Łosiewicz pisze, jak naprawdę robi się reality show. Autorka pod lupę bierze ostatnią produkcję TVN pt. „Kto poślubi mojego syna?”. - Większość kobiet, które wystąpiły w produkcji, to aktorki amatorki. – Od czasów życia Chrystusa na ziemi nic się nie zmieniło. Cuda zdarzają się każdego dnia – mówiła w TV Republika Dorota Łosiewicz, publicystka tygodnika "W Sieci" i autorka książki pt. "Cuda nasze powszednie". – Po napisaniu tej książki dowiedziałam się o tym, jak działa miłość Boga do człowieka. Gdy oddałam ją do druku nie spodziewałam się, że także i mi przydarzy się cud. To był test wiary. Staram się podkreślić, że nasza wiara nie opiera się tylko i wyłącznie na cudach. Trzeba wierzyć nawet wtedy, gdy one się nie zdarzają – podkreślała Łosiewicz. Prowadzący program Jakub Moroz zwrócił uwagę, że Kościół katolicki bardzo ostrożnie podchodzi do tematu cudów. – Moja książka nie opisuje wydarzeń badanych przez komisje kościelne. Są to po prostu oparte na sile świadectwa historie zwykłych ludzi, którzy we własnym życiu doświadczyli obecności Boga – tłumaczyła autorka. Książkę pt. "Cuda nasze powszednie" Dorota Łosiewicz pisała będąc w czwartej ciąży. To, co ją spotkało, pchnęło ją do zebrania kilkunastu historii ludzi, którzy doświadczyli Bożej interwencji i zgodzili się o tym opowiedzieć. Podczas pracy nie spodziewała się jednak, że życie napisze dla niej niespodziewany epilog, który pozwoli jej stać się bohaterką własnej książki. CZYTAJ TAKŻE: Wspomnienie św. Szczepana. Ks. Boguszewski: Celem męczeństwa jest życie wieczne Abp Hoser: Niech ustaną kłotnie i spory Źródło: Telewizja Republika . 114 464 575 757 279 626 458 271

dorota łosiewicz w ciąży